Forum NASZE WYPRAWY Strona Główna NASZE WYPRAWY
www.extrek.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Mont Blnc - zima 2004r

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NASZE WYPRAWY Strona Główna -> Relacje z wypraw.
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
piotr102
Administrator



Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 915
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska-Wrocław

PostWysłany: Śro 19:57, 11 Lip 2007    Temat postu: Mont Blnc - zima 2004r

Wyprawa odbyła się w dniach 13-20.03.2004 r.
W wyprawie udział wzięli:
PIOTR - Łódź,
SŁAWEK - Gdańsk,
JARO - Mysłowice,
MICHAŁ - Łódź,
SOYA - Berlin,
PIOTR Wrocław.

Relacje napisał dle państwa Soyka - Berlin.

Mont Blank zimowe wejsicie ekipy extrek ducato


Dzennik Pokladowy kapitana Klipera
Niedziela 14 marca
Po uporaniu sie ze spakowaniem i innymi pierdolami pojechalem do
Cottbus skad dalej wraz z obsada
podarzalisimy w strone podrurzy Mont Blank. Podrurz z Berlina minela
milo jechalem z
hipchopowcami jeden taniczyl break danc a drugi dawal bit i tak cala
droge bylo milo. Potem oczekiwanie na ekipe wreszczce spotkanie na
szczycie i jazda przez monotonne autostrady niemieckie droga minela
dosc szybko poprostu simignelisimy mialo to plusy i minusy z jednej
strony mozna bylo pruci ale z drugiej dla szoferow bylo monotonne
cegla na pedal gazu i prusie przed siebie jak na statku spoczatku
prowadzil Piotrek potem zmienil go Jaro. Ja po ponad 24 godzinnym
nie spaniu wkonicu zaliczylem klasyczny zgon na tylach naszego
krazownika sinily mi sie cudowne zeczy a wszystko to trwalo troche
wiecej niz godzinke i znalazlem sie w Les Houches po pobudce zaczelo
sie racjonowanie jedzenia pakowanie worow i po przestawieniu
samochodu blizej kolejki zjedzeniu kolacyjki uderzylisimy w komara
majac plan przejsicia ponad 2000 tysiecy metrow ruznicy poziomu ja
nie czulem sie najlepiej wkurzajacy katar ale odchodzac na jawe
mialem cicha nadzieje ze sie skoniczy.

Dzeinnik Pokladowy Kapitana Klipera
Poniedzialek 15 marca
Noc nie najlepiej spedzona ale zawsze cos tam sie pospalo pobudka o
5:00 rano gotownie wody na cherbate ostatnie pakowanie pierdolow
siniadanko i o 7:30 stanelisimy na szlaku do kolejki Belev.
Droga do gury byla troche meczaca i wielu z nas zastanawialo sie czy
nie podjechaci kolejka ale ostatecznie piekne widoki alpejskiego
lasu daly za wygrana z kopnym siniegiem kazdy szedl swoim tempem ja
dotarlem do kolejki wraz z piotrkiem jako ostatni poczym
rozwalilisimy sie na lezakach strzelilisimy po ekspreso reszta ekipy
podazyla dalej w kierunku naszego celu mysilac ze dzisiaj staniemy
przynajmniej na 3200 gdzie jest schronisko w kturym mozna sie
przekimaci i skoczyc
dalej. Ale ja nie ludzac sie tym stwierdzilem ze chwila sielanki na
lezaczku nic nie zmieni pozatym czas naszego podejsica nie byl
najlepszy bo w kolejce stanelisimy o 11:20.
Po tym milym akcecie w takich okolicznosicach przyrody i wiadomo nie
powtarzalnej z widokami szczytow alpejskich silniacych sicianach
lodowych wyruszylisimy dalej dwie godziny zajelo nam dojsicie do
opuszczonego opserwatorium i kolejki linowej Col du M.Lachat po
krutkiej naradzie widzac z Piotrkiem lawiniska zawrucilisimy reszte
obsady i stwierdzilisimy ze nie ma co ryzkowaci podkopaniem lawiny i
lotem w dol zaczekamy do nocy jak sie wszystko dobrze zmrozi i
dopiero uderzymy w zasadzie nie bylo zile sloneczko opalanie na
nagrzanym dachu pice jedzonko sluchanie muzyczki ktura tachalem ze
soba z sentymetu do wspomnien z tym zwiazanychkilka chwil potem
spotkalisimy dwuch obsadowcow z Gdaniska kturzy mieli tez zamiar
wejsic na szczyt zaproponowalisimy im wspulne przejsicie trudnego
terenu ale chlopaki stwierdzili ze jak na pierwszy nocleg to za
nisko i podarzyli dalej przedostanie sie przez niebezpieczny teren
zajelo im kupe czasu i w grucie rzeczy spali kilka moze kilkanasicie
metrow wyzej od nas ale za jedno niech im bozia dziekuje przetarcie
trasy dalo nam szybsze tempo. W kazdym badzi razie po obijaniu sie
na dachu tzeba bylo uderzyci w kime by o 1:00 zaczaci nowy dzieni

Dzeninik Pokladowy Kapitana Klipera
Wtorek 16 marca
Jak wczesiniej wspomnialem wczesna pobudka pakowanie worow lekka
przekaska cherbatka i w droge przetarta na szczesice przez
Gdaniszczaniakow mysilelisimy ze to jest najgorszy odcinek bo potem
jest tunel i bez wiekszych problemow damy sobie rade tymczasem
trudnosici rosly coraz bardziej tunel na ktury liczylisimy byl
zasypany siniegiemwiec trawersowalisimy gora tzn nad tunelem gdzie
trudnosic byly do tego stopnia ze musielisimy zaporeczowaci 130
metrow liny wszystko odbywalo sie w nocy ze wzgledu na twardosic
siniegu nastroje byly bojowe i jak to powiedzial Piotrek nie zrazi
nas nic. Po przejsiciu trawersu stanelisimy na 2200 metrow na krutki
odpoczynek bylo juz jasno wiec troche czekolady i cherbaty no i ,,
spacer podzczas wyjsicia milem nadzieje ze nie bedzie on taki jak
ostatni odcinek no i okazalo sie ze byl dosc laitowy szlisimy w
odstepach wiec postanowilem wrzucic sobie jakasi muzyczke i tak terz
zrobilem wskoczyla mi dwujka i siciglem Piotrka siadlem na krutki
odpoczynek bo skoniczyl mi sie repertuar i musialem zmienic plytke
muzyczka juz popierdalala gdy nagle uslyszalem krzyczacego Piotrka
podbieglem szybko i ujzalem misika ktury wisial na kawalku skaly z
plecakiem. Wysoko nie bylo ale jak by sie zpierdzielil to nic milego
po tym incydenicie postanowilisimy podejsi do poczatku grani i
zrobisi dlurzszy rest tzn. dwie godziny sielanki na sloneczku picie
jedzenie szczegulunie dla mnie bo umieralem z glodu dla mnie uroku
dodala kompiel w siniegu i niesimiertelne rocksteady kture pomykalo
w sluchawkach . Po leserowaniu przyszedl czas na grani Piotrk nazwal
ja czerwona a ja sielankowa bo czesto mielisimy postuj na papieroska
herbatke i podziwianie widokow pozatym ciezki wor dawal sie we znaki
ale powoli dawalo rade w pewnym momecie postanowilisimy zalorzyci
raki co znacznie ulatwialo poruszanie sie po siniegu i tak w raz z
kijkami nasza dodadkowa para nugpomknelisimy do przodu az do mometu
gdzie zeszlisimy ze szlaku i natrafilisimy na strasznie eksponowany
teren pomieszany sinieg i znienawidzone drobne lupki kture nie sa
niczym przyjemnym do chodzenia po kombinacjach alpejskich zwiazanych
z odpinaniem czekana mojego i Piotrka pomknelisimy do przodu cale
przejsicie geani zajelo nam cztery godziny po kturych walnelisimy
sie na rozgrzanym dachu schroniska Tete Roussepolozonego na plateu
na 3167 metrach a wnim wypas kocyki luzeczka ja znalazlem nawet
odzielny pokoik krutko muwiac luksusy po chwili dotarli do nas Los
Polacos Espania czyli dwuch braci z Barcelony i obsada z Gdaniska. W
milej atmosferze pojedli popili pospali bo rano znowu do gory.

Dzeninik Pokladowy Kapitana Klipera
Siroda 17 marca
Mimo durzych planow lenistwo wygralo i spalisimy do 7:00 po
przegryzieniu czekolady i wypiciu kilku kudkow szuwaksu
wyskoczylisimy o 8:00 w kierunku grani. Podejsicie mile z milymi
widokami ale wszystko co dobre szybko sie konicz i tak zaczely sie
pierwsze trudnosici otuz trzeba bylo przejsi zleb by dojsi do grani
problem polegal na tym ze sypalo sie z niego i nawet maly kamyczek
stanowil zagrozenie gdyrz rospedzony mugl zrobic duze kuku. Gdy
piotrek podniusl lekko glos a sam byl miej wiecej w polwie zaczelo
sie sypaci naszczesice nikomu nic sie nie stalo ale dalsza czesic
drogi na ,,paluszkach i w milczeniu tym samym pieklem szedl nasz
drogi kompan z mafi warzywnej niejaki Kalafior Kalafix ksiaze
ksiezniczki Anetki ale za jego panowania letaly tu glazy wielkosic
telwizorow. Po przejsicu zlebu zdjelisimy raki i zaczela sie
wspinaczka na gore cala akcja zajela nam pieci godzin i o 13:00
wbilisimy sie do Aig. du Gouter polozonego na 3817 metrow odrazu
ochszczilisimy schronisko dajac mu polska nazwe Gucio lub Gutek i
zaczelisimy zarzywaci miejscowych luksusow tzn. kuchenki gazowej
picie picie i jeszcze raz jedzenie oprucz tego sloneczka kapsi
ogulnie nastala sielanka jakiej dawno nie bylo jutro atakujemy
szczyt i znowu pobudka o 12:00przekonska wlezic i zejsic jak
najdalej sie da taki mamy plan dzialania ktury jak by ulorzyl sie
sam bo prognozy nam sie psuja i ma nadejsi dupuwa a nam nie usimiech
sie trawersowaci tunelu przy sieiwizym puchu. Jak narzie wszyscy
czuja sie dobrze lekki bol glowy co jest normalne ale pozatym
apettyt dopisuje ciekawy jestem jak bedzie jutro i mam nadzieje ze
prognoza na piatek sie nie sprawdzi. I tak wypadalo by skoniczyci
ten sielankowy dzieni niestety zapomnielisimy ze nie jestesimy sami
oprucz naszej szustki tzn. cztery osoby naszej ekipy + dwuch
Kataloiniczykow bylo jeszcze trzech przewodnikow francuskich kturzy
wlecieli do Gutka helikopterem w czasie gdzie wszyscy dzailali
jeszcze na grani za pomoca takiego cudenika ze simiglem wwiezili
sobie sprzet jedzenie browary szampana ciekawy jestem czy by dali
rede to wszystko zabraci od samego dolu w kazdym badzi razie
najlepszego im wszystkim ale gorgondzola karbonara nie miala dla
nikogo respektu i niedala nam spaci mimio tego ze w Gutku jest
kartynika cisza nocna o godzinie 20:00 im to nieprzeszkadzalo zeby
zachalci morydy i zaklucaci wypoczynek tak wiec kij w oko
zabojadzikm przewodnikom

Dzeninik Pokladowy Kapitana Klipera
czwartek 18 marca ATAK
12:10 dzwoni budzik malo kto sie wyspal przez tych palantow
zabojadow mimo komfortu jakie oferuje Gutek wszyscy chodzilisimy jak
mumie przez pierwsze pol godziny a Kataloniczycy nawet nie masileli
zeby wstawaci i wyruszaci o 2:00 jak chcieli lenistwo a moze raczej
zmeczeni dalo za wygrana ale my niestety mielisimy plan i wolelisimy sie go
trzymaci mimo nie przespanej nocy a wiec do rzeczy jak wspomnialem pobudka
nie byla mila ale jakosi sie trzeba bylo wygrzebaci z cieplego kurwidolka stopici
sinieg na cherbate jedzenie i po oszpejowaniu sie (dla nietajemniczonych jest to
poprostu ubranie sie i zalorzenie uprzezy wspinaczkowej i innych z tym
zwiazanych pierdolow)wyruszylisimy w kierunku szczytu byla 13:40 gdy
wyszlisimy z Gutka po dwoch godninach larzenia przez lodowiec przedzieranie
sie przez szczeliny i szukania drogi stanelisimy o 4:00 na Dom du Gouter 4306
metrow w skladzie Mruczek Fileon, Slawek, Piotrek i ja. Nastepnie
podeszlisimy do lodowego zbocza kturym prowadzila droga do WC Vallotgdzie
czekali na nas Jaro i
Michal ktuzy zrobili skok z Col du M.Lachat az do Gucia a nastepnego
dnia gdy my walilisimy do Gucia oni walneli do WC. Te lodowe zbocze
bylo dosic niebezpieczne trze bylo przejsic jakiesi 300 metrow wiec
najpierw wbilem sie ja z dwoma czekanami w raczkach zrobilem
platforme siadlem najpierw przyasekurowalem Slawa ktury walnol z
chlopakami troche wyzej nastepnie Fielon ktury zaczol mieci problemy
zwiazane z wysokosica nie mugl wbici dziabki spadly mu raki kturych
zalorzenie stwarzalo mu wiecej problemow niz to bylo warte i na
konicu lubu dubu prezes naszego klubu Wesoly ktury terz porzygal sie
przed lodowym zboczem ja cieszylem sie jak dziecko po siciagnieciu
Piotrka bo juz trzaslem sie z zimna siedzac na loczie i tak
podskoczylisimy do Vallocika ja bezzastanowienia doslownie pobieglem
na gore z okrzykami
-chlopaki czekajcie juz lece czekajcie slyszycie
chlopaki poczekali jak dobieglem tam w 10 minut jakiesi 120 metrow
jak stanolem to mialem konkret zadyszke tymczasem Filon i Piotrek
zostali w Vallocie i po malym odpoczynku zeszli do Gucia ja po
dolaczeni do grupy w raz z reszta obsady uderzylisimy ku nieznanemu
nam szczytowina kturym stanelisimy o 8:50 jako pierwszy Michal,
Jaro,ja i Slaw krutkie sprawozdanie fotki gratulacje okrzyki
szczesica mala przegryska i radosic kturej nie moge opisaci jest to
moje pierwsza gora tak wysoka i tak trudna. No ale chwile nie trwaja
wiecznie i tak po zwiazaniu sie lina zaczelisimy schodzici grania po
kilku set metrach pusicilem pawia potem dobilisimy do Vallota gdzie
odrazu uderzylem w krutka kime na suchch kupach do schronu nie
mialem ochoty wchodzic bo z relacji chlopakow i innych to syf
straszny kupy(nasz temat numero uno) byly wszedzie nawet na luzkach
nie wiem co za zalogi tam nocuja ale zastanawiam sie czy sa to
ludzie bo nawet muj pies sra na dworze miejsza o to meliny WC Vallot
nie polecamy. Po lekkiej siesicie ruszylisimy w kierunku Gutka do
kturego dotarlismy o 14:00 po drodze byl czas na opowiadania zyciowe
skecze bo wkonicu mielisimy kamere i jakosi tak wyszlo ze by sie cos
simiesznego skrecilo zobaczymy jak to wyjdzie w kazdym badzi razie ostatnie
metry byly bardzo wesole a po dotarciu picie duzo picia na jedzenie nie mialem
miejsca bo mnie wagon meczyl zreszta nie bylo durzo czasu lekki rest pakowanie
worow i na dol do Tatu uciekac przed pogoda. Noca po zejsiciu grania wraz z
Piotrkiem i Slawkiem postanawiem zostaci chwile samemu w bezpiecznym
terenie porozmysilaci nad sesem istnienia najbliszrzymi ukochana ktura jet tez
gdziesi na drugim konicu siwiata po czym wyjmuje sluchawki wrzucam regge i
schodze wesolym krokiem z bananem na twazy do schroniska gdzie siedziala juz
cala zaloga u gory spali Hiszpany
kturym nie udalo sie wejsic na szczyt w sirodku zrobilisimy sobie
niezlom bibke jedzonko picie papieroski kture musialem skrecaci
Piotrkowi bo on robil trujkatne ale szlo mu salkiem niezile porpostu
bylo milo Mruczek poszedl spaci wiec nie mruczal rano zostalo nam
tylko przejsicie kolejki nad albo w sirodku tunelu wszystko okarze
sie jak gleboko jest zasypany ja zastanawiam sie na zjazdem na dul
kolejka bo zaczyna mi sie problem z kolanami ale wszystko okarze sie
jutro teraz kazdy z nas wchodzi do cieplego sipiworka i lula jak
dzizdia po cycu

Dzeninik Pokladowy Kapitana Klipera
piatek 19 marca
Powrut do Bazy
Pobudka jak zwykle nie byla najmilsza chwila i mimo tego ze bylem na
nogach to potrzebowalem z pol godziny zeby sie spakowaci i obudzic.
Plan jak co dnia ambitny bo chcielisimy zjechaci na dupie zlebem dla
zaoszczedzenia czasu niestety bylo dosc wczesinie i sinieg byl dosc
twardy wiec zejsicie grania musialo nas zaspokoici mimo tego ze
dluzsze i ciezsze to napewno bezpieczniejsze tylko jeden z nas
odwarzyl sie ale nie zjezdzaci tylko schodzic (Slaw ty dziku) a
hiszpanie zjerzdzali ale tez nie za szybko. Potem byly juz lagodnie
nachylone stoki wiec dupozjazdy przy akompanjamecie tanecznej muzki
ska i siniegu wywiewanego z pod nug i dupy takim sposobem migiem
znalazlem sie przed kluczowym mometem na 2372 metrach gdzie byla
ostatnia stacja kolejki gdzie wszyscy dotarli predzej lub puziniej
liczac na najgorsze ale dzieki ekipie z Gdaniska i naszej czolowej
obsadzie najgorszy momet przeszlisimy tunelem i potem trzeba bylo
sie tylko z niego wysilizgnaci przetrawersowac reszte drogi do Belev
a tam maly browarek zwyciestwa i kolejka z Mruczkiem na dul udalo
sie zadarmo wiec postanowilisim sporzadzic chlopakom przywitanie
kupilisimy kilka piwek ser bagietke rozwalilisimy sie przed
samochodem i spogladalisimy na Gutka kutrego sopniowo zakrywaly
chmury relax relax i jeszcz raz relax wokolo samochodu bajzel
totalny i z pewnosicia musialo ostro walici bo karzdy zaczol sie
wypakowywaci i przepakowywaci potem fasolka po kretynisku z kuchni
pana romana przejazd na zwiedzanie Chamoniowa i fru do domu podruz

byla dosic szybka w deszczu i wietrze poprostu zal dupe siciskal
mysilac o tym ze w Chamoniowie bylo +22 stopnie dalsza czesi podruzy
to juz monotonia przez parkingi i stacje bzzenzynowe szawajcari i
niemiec najpierw za stery zlapal starszy komandor Piotrusi potem
starszy bosman Jaro i Michal ja jako mlodszy nawigator towarzszylem
na mostku kapitaniskim mniej lub barziej przytomny gdyz czasami nie
przespane noce dawaly o sobie przypomniec i dostawalem silinotoku bo
snem tego nie mozna bylo nazwaci poprostu taki odlot zwiazany ze
zmeczeniem tak na drugi dzieni wysiadlem 150 kilometrow od berlina
zrobilem jeszcze jedna droge wspinaczkowa prakink na autostradzie ze
stajca faktura kostak brukowa mikst pomiedzy fuga a kostka trudnosic
6+ chwlile po tem rozzstanie i juz sam na stopa o 13:00 20 marc
bylem w grodzie gdzie znajduje sie moje iglo wypad sie zakoniczyl
wszyscy zyjem tylko Michal lekko poturbowany ale moglo skoniczyci sie
gorzej zaliczyl lot po lodowym zboczu ale dal rade jak wszyscy na lamach
moich wypocin chcial bym podziekowaci zalodze z krazownika exterek
ducato za to ze bylo wesolo nawet w ciezkich mometach za solidarnosic i
braterstwo chloapaki bylisicie zajebisic i nawet
Mruczek ktury wpierdzielal swoja czekolade byl simieszny i jakosi
dalo sie go zniesic dal rade zaliczyl swoj pierwszy cztero
tysiecznik i mam nadzieje ze wiele sie nauczyl nie tale co kunsztu
alpinistycznego ale pracy w zespole jeszcze raz dzieki obsado i
zbieraci sily na Uszbe pozdraiwm i caluje wszystkich znajomych
kturzy dzwonili wysylali smsm to dalo mi wiele energi i sily
szczegulnie w ciezkich chwilach do napisania nastepnym razem
soya von tofu + ukochany pies dzindzerka


Relacje napisał dle państwa Soyka - Berlin.

WSZYSTKIM ZA WYROZUMIŁOŚĆ I WYTRWAŁOŚĆ DZIĘKUJĘ!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum NASZE WYPRAWY Strona Główna -> Relacje z wypraw. Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin